Sportem zajmuję się od dziecka. W amatorskim wymiarze trenowałem dobre kilkanaście dyscyplin. Niektóre parę miesięcy, niektóre kilka lat. Niektóre wakacyjnie, jak windsurfing, czy narty. Niektóre parę razy w tygodniu. Z moich doświadczeń, ale też wyników, które w jakiś sposób weryfikowały proces uczenia się umiejętności jasno wynikało, że wszystko, co związane z ruchem chłonę jak gąbka i bardzo szybko widać tego efekty. Jednocześnie moją wytrwałość można było śmiało określić jako ‘słomiany zapał’. Wiele rzeczy, które zaczynałem robić po nie długim czasie najzwyczajniej zostawiałem.
Obecnie, od paru lat trenuję Inline Alpine (slalom na rolkach, z asfaltowej górki) i w tej dyscyplinie startuję w paru – parunastu zawodach w sezonie (w tym zawodach Pucharu Świata, które są odczuwanie bardzo dużym stresorem i głównie o mojej przygodzie z tymi zawodami będzie ten artykuł).
W tym tekście, chciałbym poruszyć dwa główne wglądy, które zmieniły bardzo moje podejście do zawodów i odczuwanych przed startem emocji i stresu.
Pierwszym obszarem, było bardzo dokładne obejrzenie i zrozumienie tego, co mnie przyciągnęło do tego sportu i dało moc by trenować. A była tym radość z ruchu. Po prostu, jeżdżąc bawiłem się jak dziecko. I teraz nadal tak mam. Niestety, w między czasie przyszedł moment, w którym jeżdżąc coraz lepiej pojawiła się perspektywa startu w zawodach. A wraz z zawodami przychodzi wiele „koncepcji” (tak to nazwę) nie do końca związanych ze sportem na treningach (czyli strach przed porażką, potencjał by być lepszym od innych, by być najlepszym, jak będą na mnie patrzeć jak wygram, jakie to będzie miało znaczenie w mojej społeczności, jakie w rodzinie – dla mamy i taty, czy będę lepszy od starszego brata, jak to wpłynie na moje relacje damsko-męskie. Te wszystkie i wiele więcej tematów bardzo potrafią wejść w codzienność sporowca, a bezpośrednio z trenowanym sportem związane nie są).
Moje relacje z tymi „koncepcjami”, oraz jakie obecnie mam metody w tych obszarach, by się w tym nie gubić – będę opisywał w osobnych tekstach.
Dziś skupię się na tym, że momentem zwrotnym, było uświadomienie sobie, że zacząłem regularnie trenować Inline Aline przez radość, którą przeżywam. Przez to, że naprawdę bawię się ruchem.
A gdy motywacją by jechać jest chęć by wygrać zawody i być najlepszym (na przykład), to stojąc na starcie potrafię kompletnie zapomnieć o tej całej radości. I wtedy ciało, zamiast po prostu płynąć, czuć co się dzieje i intuicyjnie reagować, staje się spięte i czuję je, jak by nie było moje. Wtedy nie ma znaczenia jak dobrze jeżdżę na treningu, gdzie wszystko mi wychodzi. Znaczenie ma to, że nie umiem przenieść tego na moment zawodów. Dlatego obecnie skupiam się na starcie, jak utrzymać tą radość z ruchu, która mnie tu przywiodła i która dała mi tyle mocy, bym rozwinął w sobie umiejętności na tyle, by startować w tej dyscyplinie w Pucharze Świata.
I jeśli mi się uda, to po prostu jadę mój przejazd tak, jak umiem jechać na trenigu. Jeśli nie, to po zawodach mam chwilę na refeksje, jakie myśli były w mojej głowie przed startem. Co skupiło moją uwagę. I jak to wszystko wpłynęło na czucie mojego ciała i luz podczas przejazdu. Jeśli uda mi się namierzyć, co się wydarzyło, to następnym razem mogę uważać bardziej, by nie wpaść w tą samą „pułapkę”, utrzymać spokój i pamiętać o radości z jazdy.
Jest jedno ale. Utrzymanie radości z jazdy nie oznacza beztroskiej jazdy na połowę swojego potencjału. Tym samym przechodzimy do drugiego najważniejszego zrozumienia z tego sezonu. Mam możliwość pojechać maksymalnie na 100%. Ty również. 100%. Więc rodzi się pytanie… Jak bardzo znasz swoje 100%? Jak często go doświadczasz? Czy potrafisz się samemu zdyscyplinować na treningu tak, by przez choć krótki czas trenować na 100%? Presja na zawodach jest tak odczuwana, że każdego wciąga w strefę tych „100%”. Gdy chciałem dać z siebie więcej niż 100% (a w sezonie 2016 chciałem bardzo często) najczęściej kończyło się to nieukończonym przejazdem lub wypadkiem i w najgorszej wersji – urazem (doświadczyłem tego dobre parę razy na zawodach. Prawdę mówiąc większość sezonu 2016 tak u mnie wyglądała).
Dlatego pytam, jak bardzo podczas treningu poznałeś pełnię swoich możliwości? Ja zauważyłem, że bywały treningi, gdzie jeździłem 90% moich możliwości. Wiele takich było. I wychodziło to całkiem dobrze. Ale czułem, że mam mały zapas. I podejście, które miałem zakładało, że jak teraz bardzo dobrze opanuję technicznie jazdę, to na zawodach, jak będę chciał pojechać wykorzystując maksymalnie to co wytrenowałem, to po prostu wyjdzie. I nie wychodziło. Bo moje ciało na treningu nigdy nie zostało tak zdyscyplinowane, by przejazd treningowy wykonać w pełni możliwości. Od kiedy wprowadziłem samemu tą dyscyplinę, wiele się zmieniło. Stawałem na starcie i wyobrażałem sobie, że startuję w zawodach. Że nie postawię kroku, w którym nie będzie całej mocy, którą mam w nogach. I stawiałem te kroki, jeden za drugim. Każdy z pełną mocą. Doświadczałem tego podejścia, które później przecież też odtwarzam na zawodach. Było mi coraz bardziej znane, a ja czułem się z nim coraz swobodniej.
W połączeniu z wątkiem pierwszym, by pamiętać o tym że chcę bawić się ruchem, były to dwie najważniejsze transformacje w moim podejściu do startów z ostatniego sezonu.
Chciałbym zaznaczyć, że wszystko, co piszę jest oparte na moich doświadczeniach. Wnioski i wglądy, są zrozumieniem, które przyszło do mnie podczas moich sesji Procesu Tworzenia oraz obserwacji i refleksji z treningów i zawodów.
Dużo zrozumienia (w teorii), można wyciągnąć czytając materiały z dziedziny psychologii sportu. Pytanie jednak, na ile rzeczywiście udaje Ci się utrzymać spokój i luz (lub te jakości, w których masz najlepsze wyniki), gdy stajesz na starcie, w swojej dyscyplinie? Każdy, kto ma profesjonalne doświadczenia ze sportem wie, że umiejętność utrzymania spokoju jest bardzo ważna i być może doświadczyłeś, jak inaczej twoje ciało zachowuje się w stresie. Jak bardzo staje się nie ‘twoje”, jak bardzo spada kontrola wykonywanego ruchu.
I tutaj, z mojego doświadczenia, by przejść ten proces należy dotrzeć do wszystkich obszarów ciała, które podczas startu w zawodach się ‘spinają’ i zrozumieć, co w nich zostało zapisane, że ciało w ten sposób reaguje. Istnieją metody, którymi można do tego zrozumienia dotrzeć.
Dopiero wtedy, po uświadomieniu sobie tych doświadczeń, poglądów i metod (które twoje ciało pamiętało) w te miejsca może wrócić spokój, luz i radość, by z nowym podejściem ponownie stanąć na starcie. Jest to ciągły proces nauki, aktualizacji swojego podejścia i sprawdzania czy wszystko działa tak jakbyśmy tego chcieli, czy gdzieś jeszcze potrzebujemy więcej uwagi i zrozumienia.
Jest to niewątpliwie piękny proces, z którego zrozumienie przenosi się na wszystkie inne konteksty życia (przynajmniej u mnie obserwuję takie powiązanie).
Jeśli chciałbyś popracować nad twoim sportem, twoim podejściem i doświadczeniami, zapraszam Cię serdecznie na sesję Procesu Tworzenia, które prowadzę w moim gabinecie w Poznaniu, lub przez Skype. Podczas sesji dokładnie przyjrzysz się mechanizmom i reakcjom, które występują u Ciebie i wspólnie znajdziemy metody, jak lepiej można radzić sobie w sytuacjach, na których Ci zależy.
P.S
Przypomniała mi się jedna scena, z filmu Siła Spokoju. Scena transformacji głównego bohatera. Nie pamiętam dokładnie jej przebiegu, ale pamiętam cytat, który wtedy dotknął mnie bardzo mocno.
„Move for the Move, not for the Gold”
Pierwszą część tego napisu zapisałem sobie na mojej gardzie od kijka, po to by po prostu pamiętać. Ponieważ te słowa tak bardzo oddają moje doświadczenia. To, o czym pisałem. Kocham ruch. Uwielbiam jeździć na rolkach. I chcę to robić dla samej frajdy z tego procesu. I o tym pamiętać.
Życzę Ci, byś też odnalazł w sobie tą radość…
PS2.
Jeśli chcesz zobaczyć kawałek mojej przygody ze sportem (to, co udało mi się załadować na YT, to zapraszam na mój kanał)