Ostatnie dni, tygodnie, miesiące uczę się nie zwiększać maksymalnie intensywności mojego życia. Zauważyłem, że mam tendencję, by brać na siebie więcej projektów i małych spraw, niż jestem w stanie spokojnie realizować. Ten czas służy mi, by nauczyć się jak tworzyć to co tworzę z radością i nie gubić po drodze bliskości z partnerką i z samym sobą.

Podsumowuję ten rok czytelniku, po to byś mógł mnie trochę poznać. Zobaczyć co lubię, na czym się skupiam, jakie rzeczy realizuję. By poczuć, jakie mamy części wspólne, jakie wartości są dla nas podobne i być może będzie ten tekst dla Ciebie inspiracją, by wprowadzić coś nowego w swoje życie, lub podjąć ze mną współpracę.

Roku 2016 nie podsumowałem i miałem sporą przerwę w pisaniu, lecz ten czas się kończy. Nie chcę zobowiązywać się do regularnego tworzenia treści, ale czuję potrzebę by parę rzeczy przelać na papier i pokazać światu. Podsumowanie roku jest też dla mnie procesem ułożenia wszystkich wydarzeń, które miały miejsce i chwilą na refleksje jak spędziłem ten rok.

Ostatnie dwa lata uczę się odsiewać projekty, pomysły, które nie są zgodne ze ścieżką, którą idę (jest to dla mnie ciągła nauka czucia, co z tą ścieżką jest zgodne, a to czasami nie takie proste).

Nauczyłem się z czego chcę, by składało się moje życie, jakie na ten moment są jego główne obszary. Obecnie, w ostatnich miesiącach składa się ono z:

– relacji z Zuzą i przygotowań do przyjęcia na świat naszego syna (poród w marcu 2018)

– pracy (prowadzenie gabinetu jako fizjoterapeuta oraz nauczyciel Procesu Tworzenia)

– sportu (Inline Alpine, przygotowanie motoryczne i czasami wyjazd na narty lub łyżwy)

Istnieją też poboczne tematy, takie jak studia, które też gdzieś trzeba umieścić, przeprowadzkę, która nastąpi na przełomie roku. Po już ponad dwóch latach realizowania coraz bardziej konkretnych planów widzę, że życie każdego dnia podsuwa sporo wydarzeń, których nie da się przewidzieć i zaplanować… To, czego uczę się każdego dnia, to jak w tym gąszczu wydarzeń i rzeczy, które pojawiają się do zrobienia na „teraz” umieć wybrać co naprawdę jest priorytetem. Co naprawdę chcę realizować, a co może poczekać i tylko wydaje się tak istotne i konieczne.

Rok ten coraz bardziej przenosi mnie w strefę własnych kosztów w codzienności.

Jest to dla mnie wyzwanie, ponieważ weryfikując dochody i koszty z tego roku ponad 1/3 a blisko połowę dochodów przeznaczam na rozwój umiejętności w fizjoterapii i w Szkole Tworzenia. Jednocześnie pomimo zwiększających się dochodów z gabinetu cały czas obserwuję w sobie poczucie niewystarczających dochodów i przynoszących napięcie myśli, że powinienem robić więcej. Jak to bywa z takimi pomysłami, realizowanie mojego projektu z tej motywacji (by zrobić więcej i więcej, bo wciąż jest za mało) wcale nie jest przyjemne i nie przynosi wyników, jakie bym chciał. Ale uczę się robić to inaczej…

Ostatnie wnioski mam takie, że temat wyjścia z moim światem, ofertą, do ludzi jest formą rozwoju, który muszę przejść i z którego na ten czas mogę się najwięcej nauczyć. Nie jest to dla mnie najprzyjemniejszy temat. Dużo bardziej od tworzenia jakiegokolwiek rodzaju oferty/ działania promocyjnego lubię pracę z klientem w gabinecie, z której czerpię mnóstwo radości i satysfakcji.

Zauważałem takie momenty, w których chciałbym by ten temat był już za mną, bym mógł zająć się tylko pracą. Jednocześnie widzę, jak bardzo jest to omijanie pewnego koniecznego etapu w tworzeniu projektu. Ludzi przychodzących do mojego gabinetu, mogę pozyskać pokazując to co tworzę. Tak to po prostu działa. Jak mają przyjść, skoro nie chcę pokazać siebie z tym, co robię?

Dlatego w najbliższym czasie na blogu pojawią się teksty opisujące moje zrozumienie i zmiany z różnych kontekstów mojego życia (w tym wpisie opisanych), właśnie z pracy metodą Procesu Tworzenia.

Wracając do podsumowania roku – najważniejsze wydarzenie to niewątpliwie wiadomość, że zostanę ojcem. Przyjąłem to zaskakująco dobrze, co też zaskakująco szybko się zmieniło. Zmieniło się, ponieważ świadomość przybywającego potomstwa wyciąga na wierzch wszystkie obszary życia, które nie są wystarczająco ułożone w obliczu tego wydarzenia. To wszystko wypływa w jednym celu – by móc się temu przyjrzeć i to ułożyć. Sam proces niekoniecznie jest przyjemny, ani dla mnie, ani dla Zuzy. Ale wspólnie zdecydowaliśmy się przejść wszystkie tematy, które się przed nami pojawią i wyciągnąć z nich konieczną dla nas lekcję. I w ten sposób obydwoje uczymy się o przebiegu ciąży, porodzie, medytujemy, układamy finanse, miejsce zamieszkania, zmieniamy samochody i przygotowujemy to wszystko, co najchętniej byśmy zostawili nietknięte pod dywanem. To tempo czasami daje w kość. Ja uczę się w tym wszystkim utrzymać swoje potrzeby na wierzchu, tak by w gąszczu bieżących spraw nie zginęły.

Temat dziecka, naszych przygotowań, procesów, przeżyć zostawiam na osobny tekst. Jest on we mnie cały czas aktywny, obecny. Częściowo już ułożony, o czym świadczy luz z jakim piszę ten fragment, ale by dokładniej zagłębić się we wszystkie zmiany które przechodzę, potrzebuję jeszcze trochę czasu.

Kolejny temat, który bardzo mocno przyśpieszył w tym roku to mój gabinet.

W lipcu obroniłem licencjat, co pozwoliło mi oficjalnie prowadzić działalność fizjoterapeutyczną. Długo czekałem na ten moment. Dostać prawo wykonywania zawodu, ubezpieczyć się, nazwać fizjoterapeutą. Miło. Szybko zleciały te trzy lata.

Studia studiami, ale najważniejsze wydarzyło się poza nimi.

Po pierwsze, odbyłem 15 dni szkoleniowych z metody Manipulacji Powięzi, którą bardzo sobie cenię w mojej praktyce. Nie robię statystyk, ale ponad 90% pracy manualnej w gabinecie prowadzę wg. tej właśnie metodyki i uwielbiam jej zaawansowany model biomechaniczny i logiczne szukanie przyczyn dolegliwości pacjenta, oraz skuteczność przy prawidłowo poprowadzonej terapii (co bardzo dobrze balansuje pracę opartą na czuciu w metodzie Procesu Tworzenia).

Poznałem bardziej podejście treningu medycznego, co mnie utwierdziło w potędze terapeutycznego ruchu (czego sam doświadczam jeszcze bardziej na moich treningach przygotowania motorycznego, gdzie wydawało mi się, że jestem sprawny, a obecnie moje standardy przesunęły się bardzo mocno w górę).

Odbyłem pierwszy moduł anatomii palpacyjnej, oraz moje pierwsze szkolenie z suchego igłowania punktów spustowych, czyli terapii igłą. To ostatnie, to bardzo mocna konfrontacja z moją traumą związaną z igłami, którą mam od dzieciństwa, od wszystkich pobrań krwi i szczepień. Nauczenie się tej metody od dawna chodziło mi po głowie, słyszałem o jej skuteczności, lecz nie widziałem siebie w roli modela na szkoleniu. Szalę przeważyły bardzo dobre efekty terapii igłą po urazie, który przeszedłem, co pomogło mi podjąć decyzję o zapisaniu się tak taki kurs.

Moją drugą ulubioną metodą pracy jest Proces Tworzenia. Metoda, której uczę się już od ponad 3 lat, a obecnie jako jej nauczyciel pracuję z klientami zajmuje coraz większe miejsce w mojej praktyce. Bazująca na odbudowaniu czucia w ciele i nauce rozumienia sygnałów, które nasze ciało wysyła, pomaga mi wspierać moich klientów w procesie zrozumienia przyczyn ich dolegliwości, tak by mogli w pełni odzyskać zdrowie. Ten rok jest też przełomowy w tym obszarze, ponieważ prawdziwie spójnie poczułem gotowość by zacząć prowadzić sesje tą metodą, co naprawdę pięknie łączy się z moją manualną częścią pracy.

Mój przejazd w zawodach Pucharu Polski w Rokietnicy

Jest to też kolejny rok pełny sportu i ruchu. Oprócz treningów Inline Alpine, odebrania robionego z gipsowego odlewu buta do rolek (pamiętam historię z dzieciństwa, jak ojciec opowiadał mi o profesjonalnych sportowcach, którzy mają buty robione na zamówienie a ja słuchałem tego z wypiekami na twarzy) , 3 zawodów Pucharu Świata (Warszawa, Jirkov, Nemcicky), wygranego ostatniego Pucharu

Polski na naszym spocie w Rokietnicy pod Poznaniem, był to rok bardzo dobrego przygotowania motorycznego w Bodywork.

 

Nie miałem pojęcia, że tak bardzo pokocham ruch w formie przygotowania motorycznego. Zacząłem te treningi z chęci zwiększenia wyników w moich zawodach rolkarskich. Proste.

Nauka elementów olimpijskiego podnoszenia ciężarów, gry i zabawy ruchowe, mobilność, praca nad mocą, to wszystko połączone w 1.5 godzinne treningi. Zakochałem się.

Poprawiły się wszystkie elementy, które planowałem, na rolkach byłem szybszy, czułem się bezpieczniej, moja wytrzymałość była wystarczająca na długie treningi. Obecnie po sezonie rolkarskim trenuję tylko przygotowanie motoryczne i w ogóle nie myślę o rolkach. Po prostu – lubię być sprawny. Sam proces treningowy wyciąga ze mnie moje 100%. Uczę się pracować w warunkach zaburzonej równowagi. Podnoszę coraz bardziej poprawnie technicznie duże obciążenia. To wszystko prowadzone systematycznie już od około roku układa się w naprawdę ładną całość.

Ciekaw jestem jaki większy obraz wyłoni się z tego procesu po paru latach. Na pewno o tym napiszę.

Byłbym zapomniał. Rok rozpocząłem od tygodnia na nartach w szwajcarskim Veysonnaz…

Był to mój najlepszy dotychczas wyjazd narciarski, najpewniej dlatego że przez 4 dni padało codziennie po ok. 40cm świeżego śniegu, a ja miałem nowe narty do backcountry, które mają 120mm pod butem i ogromny double rocker, czyli Majesty Lumberjack… (dla niewtajemniczonych, 12 cm pod butem to naprawdę szeroka narta, a double rocker pozwala  bardzo mocno bawić się w puchu i wybacza sporo błędów, jeśli takowe popełnisz).

Jeszcze nigdy nie udało mi się wstrzelić w taki opad. Doświadczanie codziennie totalnie przykrytych tras (poza trasą oczywiście), które już poznaliśmy było niezwykłe i pokazało mi, ile frajdy da mi planowanie wyjazdu pod przewidywany wcześniej opad.

Poniżej minutowy film z tego wyjazdu:

W takim streszczeniu, w jakim udało mi się to napisać – z tych obszarów obecnie składa się moje życie. Tworzymy je z razem z Zuzą. Obydwoje pracujemy metodą Procesu Tworzenia. Zuza pokochała pracę w formie medytacji – czyli grupowej pracy nad odbudowywaniem kontaktu z ciałem i mądrości z niego płynącej. Ja prowadzę obecnie indywidualne sesje w połączeniu z fizjoterapią. W wolnym czasie uwielbiam trenować, czy to Inline Alpine, czy trening motoryczny. Weekendy zazwyczaj spędzam na studiach albo jakimś szkoleniu.

Kończy się całkiem dobry rok. Rok sporych zmian i jednej wielkiej niespodzianki (synu, czekamy). Minął tak szybko, że gdyby nie to podsumowanie, to miałbym wrażenie jakby nic się nie wydarzyło, a on przeleciał. Wydarzyło się całkiem sporo. Mam nadzieję, czytelniku, że udało mi się ukazać skrawek mojego świata, moich pasji, marzeń i projektów, które tworzę.

Do zobaczenia!

PS.

Jeśli chcesz zobaczyć jak zmieniło się moje postrzeganie świata przez dwa lata, zapraszam do przeczytania podsumowania roku 2015…

Jeśli zainteresowała Cię metoda Procesu Tworzenia, więcej o niej przeczytasz tutaj.

Zachęcam do zapoznania się z osobnym wpisem na w temacie mojej przygody ze sportem, czyli stres, odzyskiwanie radości z ruchu i odkrywanie pełni swoich możliwości.